niedziela, 3 listopada 2013




Po co tworzymy sobie zasady? Czym one w ogóle są?

 

Zasady są to przyjęte normy. Normy, które ustanawiają wszyscy, bądź poszczególna jednostka aby coś funkcjonowało. Zasady możemy spotkać wszędzie, dosłownie wszędzie. Od zasad w nauce po zasady duchowe bądź mentalne.

Kto je tworzy?

Zasady ustalają osoby będące twórcami czegoś. Zasady ustalają osoby przy władzy (np. politycy) oraz wielkie organizacje mające w danym państwie odpowiednie wpływy. Trzeba jednak zauważyć, że są tacy ludzie, którzy chcą być indywidualistami i mimo ustalonych reguł sprzeciwiają się im, tworząc parafki albo podpunkty regulaminów.

Czy każdy może sobie ustalić "Kodeks"?  

A dlaczego by nie? Każdy jest panem swojego losu i podąża wyznaczoną przez siebie samego drogą do swoich i tylko swoich celów.


Czy ja mam reguły? Jakie one są? 

Ja mam zasady. Są może one dziwne, ale staram się ich nie łamać jednak co jakiś czas mimowolnie je łamię. A są bardzo proste, ale trudne. Dotyczą kobiet i tylko ich. 

  • Dziewczyny to anioły.
  • Anioły są wyjątkowe.
  • Trzeba je szanować.
  •  Nigdy nie pozwolić im płakać. 
Niby proste prawda? Są może ono prosto napisane, jednak ciężko je stosować, bo anioły, twierdzą, że albo jestem głupi albo mam coś z głową, bo aniołów nie ma.

Tak naprawdę anioły, są ale często nie wiedzą o tym i trzeba je oświecić. 

Dlaczego mam takie zasady? Bo powstały przez przypadek kiedy jednej dziewczynie z mojego powodu leciały łzy z oczu. Wtedy zrozumiałem, że jestem strasznym człowiekiem i w głowie właśnie pojawił się kodeks. 

środa, 9 października 2013

Samotność? Witaj znowu stary przyjacielu!

Dziś samotność znowu zapukała do moich drzwi. 

To chyba najlepsze słowa opisujące mój stan, jak się dziś czuję. Normalnie nie jestem samotny, bo mam rodzinę i wspaniałą dziewczynę. Jednak dziś moja ukryta strona wróciła. A dlaczego ukryta, bo chcę o niej zapomnieć.



Czy jestem samotnikiem?

Nie wiem czy mogę tak się nazwać, bo w sumie nigdy nie unikałem kontaktu z ludźmi i byłem otwarty na nich. To oni byli zamknięci na mnie i zawsze, jak była jakaś możliwość starałem poprawić swoje stosunki z nimi, ale mi to nie wychodziło.

Z czasem jakoś tak samo z siebie pojawiło się uczucie izolacji od reszty osób, jakie znałem. Po jakimś czasie wróciłem do swojego dawnego normalnego trybu, życia, ale czułem sam wewnątrz siebie, że czegoś mi brakuje. Tym czymś czego mi brakowało była wola walki o swoje i ogólnego życia.

Dziś pisząc wam ten tekst też tak mam i nie wiem sam szczerze czy piszę go pod wpływem emocji czy po prostu muszę się wypisać ze wszystkiego co mi na sercu leży? 

Ostatnio takie uczucia pojawiły się rok temu i miałem ukrytą nadzieję, że to nigdy nie wróci do mnie i zostawi mnie w spokoju. 

Czy wy też macie takie coś, jak ja dziś, że tracicie chęć do życia? Co wtedy robicie ? Jak sobie z tym radzicie ? Może mi to pomoże się dziś w nocy ogarnąć. 


wtorek, 13 sierpnia 2013

Diabeł od Marvela ?

Jak wiadomo wszyscy uczniowie mają wakacje. Korzystając z faktu, że mam sporo wolnego czasu to postanowiłem trochę nadrobić braków jeśli chodzi o filmy. Skoro wyszedł nowy Volverine do kin bez wahania poszedłem w projekty spod skrzydeł "MARVEL".



Mój wybór padł na film pt. "Daredevil". Film miał swoją premierę w 2003 roku. Dlaczego dziś o nim piszę? Bo nie miałem okazji go obejrzeć jeszcze ani razu. Zrobiłem to dosłownie kilka godzin temu i postanowiłem coś o nim naskrobać. 

Sam trailer jest ciekawy, ale film już nie za bardzo....



Kim jest "Daredevil"

Diabłem jest Matt Murock,(Ben Affleck) młody prawnik, który w dzieciństwie uległ wypadkowi i stracił wzrok. Jednak dostał coś w zamian. Jego pozostałe zmysły wyostrzyły się i zmieniły go w osobę zdolną do usłyszenia najmniejszego dźwięku i wyczucia każdego zapachu. Świadomy tego młody człowiek postanawia to wykorzystać do czynienia dobra. 


Każdej nocy mężczyzna przebrany w taki strój z taką diabelską maską przemierza ulice Nowego Jorku poszukując tych, który nie zostali skazani za swoje czyny w sądzie.






Gdzie jest akcja ja się pytam? No gdzie?

Główna akcja tego filmu zaczyna się po mniej-więcej 40 minutach. Od sceny kiedy KOBIETA o imieniu Elektra. Wchodzi do kafejki, gdzie Matt wraz ze swoim wspólnikiem siedzą i dyskutują o klientach. Nasz prawnik wyczuł ją albo wywąchał. (Pies na baby normalnie...) Idąc dalej poznaje ją bliżej i zakochują się w sobie nawzajem. (Tak film o bohaterze, jaki zamiast pilnować porządku ugania się za dupą....No brawo dla twórcy.)

Kiedy diabeł stanie się diabłem?

Niestety Matt wraca do normalności, kiedy jego ukochana zostaje zabita przez zabójcę "Dziesiątkę" wynajętego przez odwiecznego wroga Daredevila Kingpina. (Wreszcie coś się dzieje normalnie żałuję, że zjadłem cały popcorn i colę ze sklepu na rogu, kurde wreszcie coś się dzieje.) Jadąc dalej wkurwiony Daredevil (Inaczej jego złości się nie da za bardzo określić) rusza w pogoń za zabójcą. Lądują...w kościele(Zajebiste miejsce na zakończenie filmu no naprawdę.)

Efekty wizualne & Muzyka

Spodziewałem się czegoś, jednak tutaj też się zawiodłem po części na moje szczęście. Ok, jednak jedźmy po kolei.

Muzyka 

To chyba jedyne co sprawiało w całym filmie, że wstrzymywałem się z jego wyłączyłem. Mówię poważnie muzyka została dobrana w taki sposób, że odpowiedni nastrój do odpowiednich scen i uczuć. 
Dobrym przykładem jest scena śmierci ojca Elektry zostaje wtedy puszczone Evanescance "Bring me to life". Ten kawałem pokazywał, zamknięcie Elektry w sobie i chęci zemsty.

Efekty wizualne

Były one cholernie toporne i sprawiały wrażenie, że film był zlepkiem scen, które w połączeniu traciły sens. Mimo, że sprawiały one wrażenie poziomu co najmniej filmu braci Wachowskich "Matrix". Ale to zamiast poprawić całkowity efekt całego projektu sprawiło, że stał się denny i nie ma w nim akcji.

Podsumowanie

Tak! Nareszcie przechodzę do tego punktu. Filmu naprawdę nie polecam, bo nie jest on wart tego czasu, jaki jest potrzebny na jego obejrzenie. Twórcy nie wykorzystali wcale potencjału, który łatwo mogli pozyskać przez zwiększenie swojej wiedzy czytając komiksy. Z filmem wiązałem wielkie nadzieje(Myślałem, że będzie trzymać poziom pozostałych dzieci Marvela, jednak nie, a jest to wielka szkoda.) i okaże się czymś czego nie zapomnę. 



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Trzy zakochane demony




Na samym starcie powiem nigdy nie miałem szczęścia do dziewczyn. Nie wiem co było tego powodem, ale miałem okazję spotkać trzy typy kobiet. Opiszę je krótko poniżej : 

1) Tajemnicza

Cóż standard, każdy z nią ją ma. Kiedy zaczynałem liceum było coś w rodzaju imprezy integracyjnej. No to poszedłem co miałem do stracenia? Nic. Tam zobaczyłem dwie dziewczyny, jakie trzymały się razem. Podchodzę i zagaduje i zaczynamy normalnie gadać. Po jakimś czasie dowiaduje się, że mam z nią trochę wspólnego i zaczęła mi się podobać. To co mnie do niej przyciągało to była jej tajemniczość. Wracam do domu i szukam jej na fejsie i spotkało mnie rozczarowanie. Bo miała takie coś....

Moja reakcja była totalną rezygnacja z próbowania, jednak coś kazało mi tego nie robić i okazało się, że dobrą decyzją nie odpuszczać. Poszedłem do jej koleżanki i okazało się, że to blef. Więc zacząłem próbować i tak po iluś tygodniach została moją dziewczyną. Jednak trwało to tylko miesiąc, okazało się, że nie była szczęśliwa(to była jej tajemnica) i tak to się skończyło.

2) Desperatka

Pewnego dnia siedząc sobie na fejsie z nudów widzę wiadomość od jakiejś dziewczyny, którą znałem tylko z opowieści. Napisała mi, że wali prosto z mostu i powiedziała, że jej się podobam i się we mnie zakochała.....Miałem kompletną blokadę na te słowa. I zamknąłem się na nią. I zniknąłem. Potem mnie znienawidziła, ale potem błagała o pomoc. Nigdy jej potem nie spotkałem na oczy i było mi lepiej.

3) Mała z kompleksami .

Tak mam pecha do kobiet, ale ta była najgorsza, jaką poznałem. Kiedyś znajoma powiedziała, że jak nie mam z kim po nocach pisać to mam do niej walić, jak w dym. To było błędem i to największym w moim krótkim życiu.
 I tak się zaczęło pisanie po nocach. Poznawaliśmy się powoli, ale jakoś się dogadaliśmy. Potem zauważyłem, że zaczęła ze mną inaczej pisać, tak bardziej słodko. Skumałem się, że ona się we mnie zakochała. Ja kompletnie nic do niej nie czułem. Wkurwiła się na mnie i zażądała spotkania. Poszedłem normalnie mając na nią wylane. I na to co powie. Miałem dobre podejście. bo okazała się być kłamliwą szmatą.
 Przedstawiła się jako wysoka szczupła blondynka. Jeb przede mną staje blondynka wzrostu 1.40 m i patrzy się na mnie złowieszczym wzrokiem. Nawet nie zdążyłem się uśmiechnąć do niej aby nie pojechała mnie za mocno. Jednak nie zdążyłem tego zrobić, ale zablokowałem jej dłoń lecącą w moją twarz. Starałem się ją uspokoić i przemówić jej do rozumu. Nie słuchała mnie wcale i powiedziała "Jesteś skurwielem i nie potrafisz kochać inną osobę" - Wiecie co?
Miała absolutną rację i tak rozstaliśmy się w gniewie. Miałem nauczkę aby unikać dziewczyn niskich i z wielkim ego o sobie.

I to są trzy typy demonów, jakie spotkałem dotychczas, ktoś z was miał z was podobnie? 



niedziela, 28 lipca 2013

Kotek laptopowicz

Wiecie co ja mam wspólnego z tym małym kotkiem na zdjęciu obok? Tylko w zasadzie zasadzie trzy malutkie rzeczy :)

  • Obaj coś czytamy. 
  • Obaj patrzymy w ekrany laptopów
  • Obaj jesteśmy w ciemnych pokojach. 
Czy obaj jesteśmy typami no-lifeów? Sam na to pytanie chciałbym znać odpowiedź.....Przekopując się prze masę stron internetowych dlaczego zamykam się w pokoju i usiłuję coś napisać? 
Obecnie siedzę nad projektami dwóch blogów oraz książki....A właśnie kto jest chętny wspomóc w kreowaniu postaci? 

czwartek, 18 lipca 2013

Dlaczego ranimy innych ?

Na to pytanie jesteśmy wstanie odpowiedzieć tylko my a jest tak, ponieważ codziennie zdarza się nawet banalna sytuacja, jakiej konsekwencje mogą być dla nas zgubne. Zranić można naprawdę prosto, wiem coś o tym bo przez ostatnie dziesięć miesięcy swojego życia robiłem to bardzo często, czasami świadomo, ale czasami nieświadomo nie mając nawet wyczucia, że to jest złe. 
Czy tobie drogi czytelniku kiedykolwiek zdarzyło się wykreować nawet malutkie kłamstewko, jakie wykorzystałeś aby coś pozyskać ? Bądźmy tutaj szczerzy na tym złym świecie, nie ma i nigdy nie było ludzi jacy nigdy nikomu nie sprawili przykrości. 
Ja osobiście jestem świetnym przykładem takiej osoby, ponieważ wielokrotnie zdarzało mi się kłamać.
Jednak czas pokazał mi to nie jest warte świeczki. Teraz jedyne czym się zajmuję to naprawienie tego co w swoim jeszcze nie za krótkim życiu spierdoliłem. W obecnym miejscu nauki poznałem pierwszą w życiu dziewczynę przy jakiej czułem prawdziwe szczęście oraz przeżyłem pierwsze zakochanie. Powiedziałem sobie w sercu i duszy, że prędzej się zabije niż skrzywdzę tę dziewczynę. Jednak czas nie stał po mojej stronie i po miesiącu się rozstaliśmy a ja dowiedziałem się od niej, że ją zraniłem. 
"Zraniłeś mnie." - Te dwa słowa sprawiły, że cały mój świat stał się jedną wielką kupą gruzu, tak samo jak moje serce. 
Wtedy w mojej głowie zrodziło się właśnie pytanie : "Dlaczego ranimy innych ?" Ranimy ich ponieważ albo nie jesteśmy tego świadomi co złego im zrobiliśmy albo nie potrafimy uczyć się na naszych błędach. W moim wypadku była to opcja druga. Nie potrafiłem uczyć się na swoich błędach, jakie popełniałem znowu raniąc ją i tracąc kontakt, na jakim zależało mi bardziej niż nad czymś innym. Jednak powoli moja syzyfowa praca zaczęła się zmieniać w coś co dawało efekty. Przyznam się jednak, że nie było to szybko. 
Więc podsumowując to co wyżej napisałem ranimy innych w wyniku naszej nieświadomości i niewiedzy lub tego, że nie wykorzystujemy danej nam szansy. Z perspektywy z jakiej teraz patrzę na całość to śmiało mogę się przyznać, że jeszcze tak mało wiem, ale jednego jestem pewien. Warto wykorzystać drugą szansę jaką dostajemy od losu. 

Komerkowa inspiracja

Już szczerze nie wiem, który to jest napisany przeze mnie samodzielny tekst. Dziś pisząc go zastanawia mnie skąd ludzie biorą inspiracje do tworzenia ? Ktoś kiedyś mi powiedział, że inspiracje można znaleźć nawet w kubku porannej kawy, i wiecie co ? Facet miał rację mówiąc mi te słowa. Patrząc z pespektywy czasu, jaki już niestety straciłem stwierdzam iż przyznam mu rację. Nie znam za wiele osób, jakie potrafią pisać pod wpływem chwili albo używając narzuconego im tematu. 
Sam jestem osobą, jaka zanim cokolwiek napisze, nawet w głupim brudnopisie sprawdza czy będzie w stanie cokolwiek z tego potem wyciągnąć. Ale w większości przypadków mam tak, że po napisaniu pierwszego zdania tekstu reszta idzie, jak rzeka jakiej nie mogę czasami zatrzymać.
Tak samo było w przypadku tekstu "Komerek i Afromental", mogłem na ich temat oraz temat eventu pisac co mi ślina na język przyniosła, ale powstrzymałem się i starałem się wybrać jak najbardziej rzeczowe informacje aby czytelnika nie zanudzić.
 Wracając do typu ludzi piszących cokolwiek, słyszałem, że  jest blogerka, jaka podczas Orange Travel nie opuszczała swojego pokoju zanim nie napisała krótkiej notki lub jakiegoś tekstu.
Ostatnią sytuacją w jakiej udało mi się napisać tekst, jaki był opowiadaniem to było po tym, jak poprosiła mnie o to moja dziewczyna. Zabierałem się od razu do pracy będąc w przekonaniu, że są one słodke i ciekawe, jak z reszą tak mnie ona zapewniała. Teraz już z inspiracją u mnie jest, ciężko lecz udaje mi się coś napisać, nie mając nic przeciwko temu, ze to był zwykły pomysł. Pomysł dzięki któremu powstaje nowy tekst.

wtorek, 2 lipca 2013

Komerek i Afromental


Kilka dni temu miałem okazję wraz z kolegą wpaść na pewien festyn. Nie pamiętam jednak jego nazwy, ale z racji tego, że wejściówki były za darmo, w dodatku miał grać "Afromental" stwierdziliśmy obaj, że skoro mamy w cholerę wolnego czasu to czemu by nie pójść ?

Cała impreza odbywała się na czymś co wszyscy nazywali stadionem, ale dla mnie to było coś w z serii pseudostadionów na blokowiskach. Organizatorem tego wydarzenia był "Żubr". Więc z napiciem się czegoś dobrego nie mieliśmy obaj problemu.
 Jak na zabawę na jakią było wejście za darmo to jej wykonanie było całkiem całkiem ogarniętę. Wszędzie obecna była ochrona oraz jakieś podstawowe media.

Miejsca w jakich przyszło nam stać nie były najgorsze, bo wcale nie staliśmy w środku tego całego zbiorowiska uczestników. Staliśmy obaj trochę dale od sceny, bardziej z boku, jednak członków zespołu jacy popisywali się na scenie widzieliśmy doskonale.

Osobiście nie jestem fanem tego zespołu, jakiego znałem tylko dzieki serialowi "39 i pół". Mieli oni tam kilka kawałków, jakie wtedy mi się podobały, ale teraz wylądowały gdzieś łeboko na dnie mojej strejdano nie aktualizowanej biblioteki programu Itunes. Ale śmiało mogę wam napisać, że w mojej pamięci siedzi sobie utwór o nazwie "Gangsta's Girl". Liczyłem, że ekipa go zagra jednak zawiodłem się, ponieważ albo go już zagrali albo wcale nie mieli w planach.
Pdosumowując całość to ja i kolega nie żałujemy decyzji pojawienia się tam. Możemy śmiało powiedzieć, że czasu jaki poświęcilśmy na dojście na stadion i odczekanie na koniec całego koncertu wcale nie zmarnowaliśmy. Teraz, jak patrzymy na to co robiliśmy przez cały dzień to obaj wiemy, że jest to bardziej kreatywne niż siedzenie w apartamencie i próbowanie napisania czegoś na siłe.

Powrót blogera na stare śmeci ?

Zapytacie pewnie mnie, dlczego tytuł tego tekstu to "Powrót blogera na stare śmeci ?"

Odpowiem wam bardzo prosto. Kilka lat temu, kiedy Komrerek nie był jeszcze nawet w gimnazjum, jego nauczyciel od języka angielskiego przedstawił projekt konkursu na najeepszego bloga w szkole.

Jako, że byłem jeszcze wtedy gościem, jaki mało wiedział na temat świata jaki go otacza, moje nastawienie do całego przedsięwzięcia było negatywne. Jednak z czasem odkryłem, że prowadzenie bloga to całkiem ciekawa sprawa, jednak nie wierzyłem abym osiągnął cokolwiek pisząc takie teksty, jak pisałem w przeszłści.

Projekt trwał przez jakieś kilka ciekawych lecz dłużących się mi miesięcy. Moje nastawienie do całej sprawy zmieniało się z czasem, ale jednak było ono zmieniona za późno. Po zakończeniu roku szkolnego projekt całego bloga pisanego przez ucznia zapadł gdzieś na dnie kosza mojej głowy.

Z perspektywy czasu, jaki minął od mojej teraz widzianej jako bardzo debilnej decyzji widzę co straciłem. Los pozwolił mi poznać środorwisko blogerskie od strony, raczej do czego ona jest zdolna, niż od strony technicznej, jednak dla mnie dobre i tyle.

Los chciał, że na mojej drodze życiowej i także jako blogera stanęła pewna Gdyńska blogerka. Nie ukrywam, że jej blog przykuł moje oko, ponieważ ona na pewnym etapie pracy nie poddała się i szła dalej ztym co robi, a teraz ma grono około dwóch tysięcy odbiorców. Zamierzam iść w jej ślady i iść tą samą drogą co kiedyś szedłem, jedak teraz wiem przed jakim zadaniem staję i nie zamierzam się tak łatwo poddać, ponieważ dzieki niej i jeszcze jednej osobie z mojego życia wiem, że nie warto się poddawać. Dltego z dniem dzisiejszym ogłaszam powstanie bloga o nazwie "Komerek".